John
Locke
„Myśli
o wychowaniu” (1693)
WYCHOWANIE
FIZYCZNE
Szczęście
doczesne zależne jest od dobrego ukształtowania umysłu i od zdrowia
fizycznego. Te dwie zalety mieszczą w sobie wszystkie inne: Kto je posiada, nie
ma już czego pragnąć, natomiast komu brak jednego lub drugiego, nie może już
być szczęśliwym, chociażby posiadał poza tem wiele innych korzyści. Główna
przyczyna szczęścia lub nędzy człowieka tkwi w nim samym. Kto nie ma dobrego
rozumu, ten nie znajdzie nigdy prawdziwej drogi do szczęścia; czyje ciało
wątłe i niezdrowe, niedaleko zajdzie...
Mówiąc
tutaj o zdrowiu, nie mam zamiaru zastanawiać się nad tem, jak lekarz winien
postępować z dzieckiem chórem lub słabowitem, a tylko zaznaczyć, co powinni
czynić rodzice bez pomocy medycyny, by zachować i zmocnić zdrowie swych dzieci,
a przynajmniej zahartować je natyle, by były odporniejsze na choroby. Co mam o
tem powiedzieć, możnaby zawrzeć w krótkiej wskazówce, że rodzice wyższego stanu
powinni obchodzić się ze swemi dziećmi tak jak obchodzą się ze swoimi rozsądni
wieśniacy. Wszak jednak matkom to się wyda zbyt surowe, a ojcom za mało jasne,
wytłumaczę więc moją myśl bardziej wyraziście, zaczynając od zasady ogólnej i
pewnej, że psuje się konstytucję większości dzieci przez zbyt wielką pobłażliwość
i pieszczotliwość. To zdanie odnosi się szczególnie do kobiet.
Przedewszystkiem
należy uważać na to, aby dzieci nie były odziane i okryte zbyt gorąco, tak w
zimie jak i w lecie. Przychodząc na świat, nie mamy twarzy mniej wrażliwej niż
którakolwiek inna część ciała. Nic innego jak tylko przyzwyczajenie hartuje ją
i przysposabia do znoszenia zimna. O tem zachowała się trafna odpowiedź
scytyjskiego filozofa Ateńczykowi, który dziwił mu się patrząc, jak chodził
nago wśród lodów i śniegu. «A ty — powiedział filozof — jak możesz wytrzymać,
gdy twoją twarz wystawiasz na ostre powietrze i srogość zimy?» — «Moja twarz
jest do tego przeznaczona» — odparł Ateńczyk. «A więc wyobraź sobie —
odpowiedział Scyta — że ja jestem cały twarzą». W rzeczywistości nasze ciała
mogą wytrzymać wszystko, do czego są przeznaczone od dzieciństwa...
Po
drugie, dobrze jest myć dzieciom nogi w zimnej wodzie; należy im dawać buciki
tak cienkie, żeby woda przechodziła przez nie, gdy w nią wejdą. Boję się tu
ściągnąć na się oburzenia matek i służących. Pierwsze nazwą to postępowanie
niechlujnem, a drugie użalą się, że zbyt uciążliwe byłoby prać co wieczór
pończochy dziecinne. A przecież troska o zdrowie powinna górować ponad
wszystkiemi innemi względami i aby zdrowie utrzymać, należałoby i dziesięć
razy więcej czasu w potrzebie na to poświęcić. Kto się poważnie zastanowi, jak
niebezpieczne a nawet śmiertelne jest przemoczenie nóg zbyt rozdelikaconych
przez wychowanie, napewno wolałby był, jak się o tem przekonałem, chodzić w
dzieciństwie boso jak dzieci z ludu, które tym sposobem przyzwyczajają się do
przemaczania nóg i nie dostają z tego ani kataru ani zaziębienia; moczą nogi
tak samo, jakby myły sobie ręce...
Zresztą moczenie nóg powinny dzieci rozpoczynać na wiosnę,
z początku w wodzie letniej, później coraz zimniejszej, wreszcie w całkiem
zimnej, i nie przestawać tego ani zimą ani latem. Bo trzeba przestrzegać tu,
jak przy wszystkich innych zmianach naszego życia, postępowania stopniowo i
nieznacznie: a przez to przyzwyczaimy nasze ciała do wszystkiego bez wysiłku i
niebezpieczeństwa.
Rzeki w Niemczech i Polsce wszak są znacznie zimniejsze
od angielskich, a przecież Żydzi, którzy żyją w Polsce i Niemczech, mężczyźni
jak i kobiety, zanurzają się w nich przez cały rok zimą i latem i nie ponoszą
szkody na zdrowiu.
A
zresztą świat cały pełen jest cudów, jakie czynią kąpiele zimne na osłabionych
i schorzałych, którzy przez te kąpiele przychodzą do dobrego i krzepkiego
zdrowia. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, aby ten rodzaj kąpieli brali
i ludzie w kwitnącem zdrowiu, one im posłużą do spotęgowania i utrwalenia ich
sił.
Zbyteczna
chyba wskazywać tu, że należy uczyć dziecko pływania, jeżeli doszło już
odpowiedniego wieku, a w otoczeniu znachodzi się ktoś umiejący tego nauczyć.
Przedewszystkiem wiadomo, ile korzyści przynosi umiejętność pływania. Toż to codziennie
ratuje życie wielu ludziom. Rzymianie osądzili tego rodzaju ćwiczenia za
konieczne i stawiali je narówni z literaturą piękną. Albowiem aby określić
człowieka źle wychowanego, mówili zwyczajnie: Nec litteras didicit nec natare
(nie umie ani czytać ani pływać). Jednak oprócz usług, jakie daje ta biegłość
w nagłych wypadkach, jakże korzystna dla zdrowia częsta kąpiel w zimnej
wodzie w lecie! Ograniczę się tylko do przestrogi, by dzieci nie wchodziły do
wody po jakiemś ćwiczeniu, które je rozgrzało, i kiedy ich tętno zanadto
przyspieszone.
Powtóre,
bardzo korzystne dla zdrowia wszystkich a zwłaszcza dzieci jest częste
przebywanie na świeżem powietrzu, a trzymanie się ile tylko możliwe zdala od
ognia nawet i w zimie. Tym sposobem dzieci przyzwyczajają się do znoszenia i
gorąca i zimna, słońca i deszczu. Kto nie postępuje tak od lat wczesnych, nie
zyska wiele dla zdrowia. Gdy dzieci już wyrosną, zapóźno wtedy rozpoczynać
przyzwyczajanie ich do tego; należy je przyzwyczajać od dzieciństwa i
stopniowo. A wówczas ciało zdolne jest wszystko wytrzymać.
Jeżeli doradzałbym dzieciom bawić się na wietrze i słońcu
bez kapelusza, wątpię, czyby mi uwierzono. Wytoczonoby przeciw mnie moc
zarzutów ściągających się w gruncie rzeczy do tego, że idąc za moją radą,
dzieci byłyby całe opalone od słońca. Jeżeli jednak młodego wychowanka
troskliwie ochronimy od słońca z obawy o jego cerę, jest to właściwy —
przyznaję — sposób, aby zrobić z niego piękną lalę, ale nie mężczyznę zdolnego
do działania na tym świecie.
Jeszcze jedno podkreślę: Oto ubranie dziecinne nie powinno
być nigdy zbyt obcisłe, szczególnie w okolicy klatki piersiowej. Pozostawmy
naturze troskę o ukształtowanie ciała, jak to uważa za właściwe. Ona działa
zanadto dokładnie, abyśmy podołali nią pokierować... Widziałem sam tyle dzieci
zwichniętych z powodu ściskania, że zrozumiałem, iż wśród stworzeń nie same
jedne małpy potrafią dzieci swe gubić przez nierozumną namiętność i dusić je
zbyt mocnemi uściskami. Dzieci, których ciała obficie się wykarmia a ściska
zbyt ciasnem ubraniem, doprowadza się prawie zawsze do tego, że ich klatka
piersiowa się zwęża a oddech staje się krótki i nieczysty, popadają w chorobę
płuc i dostają garbu. Tak środek do wyrobienia kształtnej figury służy do
psucia jej. Musi też przyjść do zniekształcenia, jeżeli pożywienie
przeznaczone na odpowiednie odżywianie wszystkich części ciała, nie może być
rozdzielone wedle przeznaczenia natury...
Pożywienie dzieci winno być zwyczajne i proste. Gdyby
mnie słuchano, nie dawanoby zupełnie mięsa chłopcom, jak długo chodzą w
sukienkach, przynajmniej zanim nie ukończą dwóch albo i trzech lat. Zdrowie
ich bezwątpienia na tem zyska a ich temperament zmężnieje i w tych pierwszych
latach i na całą resztę życia. Mimo to wątpię, czy rodzice potrafią się
zdecydować pójść za mą radą. Sami przywykłszy do jedzenia bardzo wiele mięsa,
będą się bali, żeby ich dzieci nie zginęły z głodu, gdyby nie jadły co najmniej
dwa razy dziennie mięsa. A o tem jestem głęboko przekonany, że ząbkowanie
przechodziłoby z znacznie mniejszem niebezpieczeństwem i że we wczesnem
dzieciństwie rzadziejby podlegały dzieci chorobom, a w przyszłości odznaczałyby
się lepszem i odporniejszem zdrowiem, gdyby przeczulone matki i głupie służące
nie przepełniały im żołądka i gdyby im wcale nie podawano mięsa przez trzy lub
cztery pierwsze lata życia...
Na śniadanie i wieczerzę czyste mleko lub zupa, kleik z
mąki jęczmiennej albo rosół z kaszką owsianą, suszone winogrona albo inne
podobne dania rozpowszechnione w Angiji; wszystko to służy bardzo dobrze
dzieciom. Uważać jednak potrzeba, by potrawy te były jak najprostsze i nie
zaprawiano ich zbytnio. Przedewszystkiem nie dodawać do nich zawiele cukru a
najlepiej całkiem nie. Korzeni należy unikać bezwzględnie, jak wszystkiego co
rozgrzewa krew, również zadużo soli nie dodawać do mięsa przeznaczonego dla
dzieci i nie przyzwyczajać ich do potraw pikantnych. Zawielka ilość soli nie
tylko za mocno pobudza pragnienie, ale wywołuje jeszcze inne złe przypadłości.
Podług mnie spora kromka zdrowego chleba dobrze wyrośniętego i wypieczonego z
masłem i z serem, a czasem nawet całkiem sucha, to najlepsze śniadanie dla
dziecka. Taki pokarm jest równie zdrowy i równie na silnego człowieka wyrobi,
jak dania najwymyślniejsze, a jeżeli dzieci będą do nich przyzwyczajone, z
przyjemnością będą je jeść. Jeżeli dziecko zażąda jedzenia w czasie między
posiłkami, podajcie mu tylko suchy chleb. Jeśli chce jeść z głodu, nie z łakomstwa,
zje ten chleb; jeśli niegłodne, nie potrzebuje go jeść. Przytem osiąga się dwie
korzyści: przyzwyczaja się dziecko do chleba, a odzwyczaja od jedzenia zadużo i
ponad to co natura wymaga...
Owoce to artykuł bardzo delikatny, gdy chodzi o zdrowie,
przedewszystkiem u dzieci. Dla owocu nasi pierwsi rodzice stracili raj. Nie
można się więc dziwić naszym dzieciom, że nie mogą się powstrzymać od jedzenia
ich nawet kosztem zdrowia. Niema wcale reguł ogólnych, by powściągnąć to
pragnienie, albowiem nie godzę się z tymi, którzyby chcieli wzbronić całkowicie
owoców dzieciom, jako rzeczy bardzo szkodliwej. Taki zakaz może tylko
zwiększyć apetyt dzieci na owoce i skłonić je do jedzenia, jakie tylko mogą
gdzie zachwycić, dobre czy złe, dojrzałe czy nie. Byłbym zdania, żeby zabronić
dzieciom w zupełności melonów, brzoskwiń, większości gatunków śliwek, różnych
rodzajów winogron, które rosną w Anglji. Wszystkie te owoce chociaż bardzo
ponętnego smaku, mają sok tak mało zdrowy, że lepiejby, aby ich dzieci wogóle
nie widziały, a nawet nie wiedziały o ich istnieniu. Natomiast poziomki,
czereśnie i porzeczki jeżeli są należycie dojrzałe, można im spokojnie dawać
nawet w większej ilości, o ile jedzą je z następującemi ostrożnościami: po
pierwsze nie po posiłku, kiedy żołądek pełen pożywienia, wolałbym raczej przed
jedzeniem albo pomiędzy daniami, i by je podawać do śniadania; po drugie: jeść
owoce z chlebem, a nakoniec tylko kiedy są doskonale dojrzałe.
Co
do jabłek i gruszek, dojrzałych i już od jakiegoś czasu zerwanych, sądzę, że
można je jeść w każdej porze w dość znacznej ilości; zwłaszcza co do jabłek po
październiku nie słyszałem, żeby komukolwiek zaszkodziły. Owoce suszone bez
cukru są również bardzo zdrowe. Jednak wstrzymać się należy od wszelkiego
rodzaju konfitur; nie wiem, czy więcej przykre są one osobie, która je smaży,
czy tej która je zjada. Pozostawmy więc paniom wszystkie te słodkie dania,
jeden z najgłupszych wydatków, jakie próżność wymyśliła...
Z
pośród tych rzeczy, co wydają się miękkie i zniewieściałe, niczego nie należy
traktować z większą pobłażliwością jak sen. To jedyne należy pozostawić
dzieciom zupełnie dowoli, albowiem nic nie przyczynia się tyle do wzrostu i do
zdrowia dzieci jak spanie. Jedynie powinno się określić, jaką część doby należy
przeznaczyć na spanie, a to łatwo oznaczyć, pamiętając, że bardzo korzystnem
jest przyzwyczaić dzieci do wczesnego wstawania.
W
rzeczywistości niema nic lepszego dla zdrowia, i kto przez ciągłą wprawę
nawyknie do rannego wstawania bez przykrości w latach młodości, dorósłszy
będzie się starał nie trwonić najlepszej części swego życia na wylegiwaniu się
w łożu. A więc jeżeli chcecie, aby wasze dzieci wstawały wcześnie, przyzwyczajajcie
je do wczesnego kładzenia się spać, tem samem przyzwyczajacie je do unikania
zabaw nocnych, tak niebezpiecznych i szkodliwych dla zdrowia: jeżeli się bowiem
wcześnie idzie spać, to rzadko kiedy przytrafiają się okazje do wybryków.
Cokolwiek
powiedziałem o spaniu dzieci dowoli, nie uważam za stosowne zostawiać im tej
swobody w miarę dorastania. Trudno jednak ściśle oznaczyć wiek, kiedy należy
sen ukrócać; czy to rozpocząć od lat siedmiu, czy dziesięciu, czy jeszcze
później. Musi się uzależnić to od ich temperamentu, sił, a w szczególności od
ich zdrowia. Sądzę jednak, że jeżeli są zbyt wielkimi śpiochami, będzie
właściwa pora między siódmym a czternastym rokiem życia umniejszać stopniowo
czas spania do ośmiu godzin, które zazwyczaj wystarczają osobom dorosłym przy
dobrem zdrowiu...
Tyle
miałem do powiedzenia o staraniach, jakiemi należy otaczać ciało i zdrowie
dziecka. Można to sprowadzić do kilku zasad łatwych do wykonania: pozwolić
dzieciom przebywać na wolnem powietrzu i tam nauczyć ich pewnych ćwiczeń, oraz
pozwolić im dobrze spać. Żywić potrawami najprostszemi, zabronić wina i
wszelkich mocnych napojów, lekarstwa dawać bardzo mało a lepiej całkiem nie.
Nie sprawiać im ubrań ani za ciepłych ani zbyt obcisłych, przedewszystkiem
chłodno trzymać głowę, jak i nogi, które winny być często myte w zimnej wodzie
i przyzwyczajone do mokrości.
WYCHOWANIE
CHARAKTERU
Daleki od tego, by doradzać surowość w postępowaniu z
dziećmi, skłonny jestem do twierdzenia, że ostre kary nietylko nie wywołują nic
dobrego, ale wprost przeciwnie, wiele złego, i wierzę głęboko, że rozważywszy
wszystko, dojdziemy do przekonania, iż dzieci, które bywały ostro karane,
rzadko kiedy wyrastają na ludzi szlachetnych. Tylko tyle chciałbym tu powiedzieć,
że jakąkolwiek surowość zmuszeni jesteśmy stosować, posługiwać się nią należy
tylko wobec jak najmłodszego wieku, a kiedy osiągnie już swój skutek, trzeba
pomiarkować ją i nieznacznie przejść do sposobu bardziej łagodnego.
Jeżeli wytrwała ręka rodziców zaprowadzi uległość i podatność
ich woli wcześniej, niż dzieci zapamiętać będą mogły początek tego postępowania,
wyda się ono im naturalnem i będzie oddziaływało na nie w następstwie tak,
jakgdyby było istotnie naturalnem, zapobiegając wszelkim sposobnościom do
oporu lub szemrania. Jedyną troską powinno być, aby postępowanie to rozpoczęło
się wcześnie i utrzymywało się niezachwianie do chwili, gdy bojaźń i szacunek
staną się rzeczą zwykłą bez cienia oporu. Skoro taki stan rzeczy nastanie,
należy zaś to uczynić wcześnie, a to w tym większym stopniu, im dłużej się
odwlecze — należy rządzić przy jego pomocy z domieszką pobłażliwości w takiej
mierze, która nie pobudza do jej nadużywania, nie zaś przy pomocy bicia, kar i
wogóle niewolniczego traktowania, a to tem więcej, im bardziej dzieci poczynają
się zastanawiać i stają się rozsądniejszemi.
Że tak jest, na to zgodzi się łatwo każdy, kto rozważy
tylko, ku czemu zmierza prawdziwe wychowanie i dokoła czego się obraca.
1.
Dziecko, które nie jest panem swoich popędów, które nie umie oprzeć się
pociągowi doraźnej przyjemności lub narazić się na pewną przykrość, jeśli to
rozum wskazuje mu jako właściwe postępowanie, jest pozbawione prawdziwej zasady
cnoty i pilności, i grozi mu niebezpieczeństwo, że nigdy nie będzie do czegokolwiek
zdatne. Jakimże innym sposobem możemy temu przeciwdziałać, jeżeli nie przez
wzniecanie już od wczesnego dzieciństwa szacunku dla charakteru opanowanego i
umiejącego być posłusznym? Wszak od tego posłuchu, pełnego respektu, zależą
zdolności życiowe i przyszłe szczęście dzieci. Trzeba go więc w nich wzbudzać
już od pierwszych przebłysków świadomości. Ci, którym powierzona jest opieka
nad dziećmi, powinni wszelkiemi środkami dążyć do utrwalenia w nich takiego
usposobienia.
2.
Z drugiej strony, jeżeli umysł dzieci jest zbytnio upokarzany i przytłoczony,
jeżeli duch ich jest poniżony i. złamany przez zbyt silną rękę na nich ciążącą,
tracą one całą siłę i obrotność i wpadają w stan jeszcze gorszy od poprzednio
opisanego. Gdy bowiem rozbrykani młodzieńcy, obdarzeni żywością i zapałem,
dają się później ustatkować i wyrastają na zdolnych ludzi, umysły przygnębione
i bojaźliwe, miękkie i pozbawione energji, trudne są do podniesienia i rzadko
się dają doprowadzić do czegokolwiek. Wielką sztuką jest uniknięcie
niebezpieczeństwa z jednej lub drugiej strony. Kto zaś znalazł sposób
utrzymywania umysłu dziecka w stanie nieprzymuszonym, czynnym i swobodnym, a
jednocześnie powstrzymania go od wielu rzeczy, do których ma skłonność, i
pociągnięcia go do takich, które mu są niemiłe, kto umie pogodzić owe pozorne
sprzeczności, posiadł w opinji mojej prawdziwą tajemnicę wychowania.
Powszechnym a uproszczonym środkiem karania dzieci są chłosty i rózgi, jedyny
sposób, który znają i wymyśleć potrafią wychowawcy. Jednak śmiem oświadczyć,
że jestto najmniej odpowiedni celowi środek. Bo wywołuje on właśnie obydwa te
błędy, które wymieniłem, a które w ten czy odwrotny sposób burzą wszystkie
nasze usiłowania, zmierzające ku dobremu wychowaniu dziecka.
1. Ten rodzaj kary nie przyczynia się wcale do zapanowania
nad naturalną skłonnością naszą, która nas popycha ku dogadzaniu cielesnej i
chwilowej przyjemności, a unikaniu cierpienia za wszelką cenę, lecz raczej do
tego nas zachęca, a więc ją potęguje. Skłonność zaś ta jest źródłem, z którego
płyną wszystkie szkodliwe czynności i błędy życia. Jakie bowiem inne pobudki,
prócz zmysłowej przyjemności lub cierpienia, mogą oddziaływać na dziecko,
które ślęczy nad książką wbrew Swojej skłonności lub wstrzymuje się od jedzenia
niezdrowego owocu, który mu smakuje, jedynie tylko z obawy rózgi? W tym wypadku
również przekłada większą przyjemność cielesną lub unika większego cielesnego
cierpienia. Czemże jest rządzenie jego czynnościami i kierowanie jego
postępowaniem przy pomocy takich pobudek? Czem jest — zapytuję — jak nie
hodowlą w nim tej zasady, której zniweczenie i wykorzenienie stanowi nasze
zadanie? Dlatego też nie mogę uważać za użyteczny żadnego rodzaju kary, przy
którymby wstyd popełnienia błędu nie oddziaływał silniej niż ból.
2. Taki rodzaj kary budzi naturalnie w duszy dziecka
wstręt ku temu, do czego zamiłowanie wszczepić powinien wychowawca. Jakże
często widzimy, że dzieci zaczynają nienawidzić rzeczy, które im były do tej
pory obojętne, gdy z powodu nich dostały bicie, naganę lub wymówki? Nic
dziwnego, bo i człowiek dorosły nie dałby się pogodzić z niczem przy pomocy
takich środków. Któżby nie zniechęcił się ku jakiejkolwiek niewinnej rozrywce,
która sama przez się jest dla niego obojętną, gdyby został do niej zmuszony
przez uderzenia lub wymyślanie wówczas, gdy nie czuje ku niej pociągu? Jest to
zupełnie naturalne. Okoliczności odrażające zakażają wstrętem niewinne rzeczy,
z któremi się łączyły; sam widok filiżanki, z której stale zażywaliśmy przykre
lekarstwo, wywołuje obrzydzenie żołądka, a nic nie może usunąć tego
następstwa, chociażby naczynie było zupełnie czyste, pięknego kształtu i
zrobione z najdroższego materjału.
3. Taka niewolnicza karność wytwarza niewolnicze usposobienie.
Dziecko poddaje się i udaje posłuszeństwo, dopóki strach przed rózgą wisi nad
niem; lecz skoro on tylko zostanie usunięty i dziecko może obiecywać sobie
bezkarność, poddaje się tem namiętniej swoim popędom i naturalnym
skłonnościom, które w ten sposób nie bywają zgoła stłumione, lecz przeciwnie
spotęgowane, a nieposkromione zewnętrznym przymusem, ujawniają się zwykle z
tem większą gwałtownością.
4. Nakoniec jeżeli surowość dosięgając najwyższego
stopnia zwycięży i spowoduje rzeczywiście naprawę teraźniejszych w dziecku
przywar, to przeważnie sprowadza na ich miejsce gorszą i niebezpieczniejszą
bolączkę, mianowicie przygnębia umysł dziecka; a wówczas otrzymacie zamiast
niesfornego młodzieńca istotę przytłumioną, która swoją nienaturalną
powściągliwością może podobać się głupim ludziom, chwalącym ospałe i nieczynne
dzieci dlatego, że nie robią hałasu i nie przyczyniają im kłopotu. Jednak
ostatecznie okaże się owa istota prawdopodobnie przedmiotem również
nieprzydatnym dla swoich przyjaciół, jak też przez całe życie bezużytecznym dla
siebie i dla innych.
Bicie więc i wszelkie inne rodzaje niewolniczych i
cielesnych kar to nie te środki karności, jakiemi posługiwać się może, ktoby
chciał wychować mądrych, dobrych i pomysłowych ludzi. Dlatego należy też
stosować je rzadko i tylko w wyjątkowych okolicznościach i nadzwyczajnych
wypadkach.
Z drugiej strony należy starannie unikać pochlebiania
dzieciom przy pomocy nagród w formie ulubionych przyjemnostek. Kto daje synowi
swemu jabłka lub cukierki, lub tym podobne upragnione przezeń smakołyki, aby
skłonić go do nauki, ten tylko zachęca go ku zamiłowaniu rozkoszy i pielęgnuje
ową niebezpieczną skłonność, którąby powinien wszelkiemi środkami w nim tłumić.
Nie można nigdy nauczyć dziecka panowania nad taką skłonnością, jeżeli za
stłumienie jej w jednem miejscu wynagradzamy zaspokojeniem jej na innem
miejscu. Aby wychować dobrego, rozumnego i cnotliwego człowieka, należy nauczyć
dziecko, by wyrzekało się pociągu do bogactwa i zbytku lub dogadzania
podniebieniu, ilekroć rozum zaleca mu coś przeciwnego i obowiązek tego wymaga.
Lecz jeżeli skłaniacie go do obowiązku podarkiem pieniężnym lub wynagradzacie
trud nauki książkowej przysmaczkiem; gdy obiecujecie mu żabot koronkowy lub
nowe piękne ubranko za wypełnienie jakiegoś z jego drobnych zadań, czyż
ustanawiając te nagrody, nie przyznajecie, że to do nich dziecko powinno dążyć,
czyż nie podniecacie jego pragnień w tym kierunku i nie przyzwyczajacie je
pokładać w nich swe szczęście? Kto więc pragnie skłonić dzieci ku pilności w
gramatyce, tańcach lub innych przedmiotach małej wagi dla ich szczęścia lub
użyteczności w życiu, przez niewłaściwe stosowanie nagród i kar, ten rujnuje
podwaliny ich cnoty, wywraca porządek ich wychowania, uczy ich zamiłowania do
rozkoszy, dumy, chciwości itd. W ten sposób schlebia się złym skłonnościom,
któreby się powinno hamować i tłumić, zakłada podstawę owych przyszłych wad,
których uniknąć nie można inaczej, jak tylko opanowując nasze pragnienia i
wcześnie przyzwyczajając się do poddania ich rozumowi.
Nie mówię tego, bym chciał trzymać dzieci zdała od wygód
i przyjemności życia, nieszkodliwych dla ich zdrowia i cnoty. Przeciwnie
chciałbym uczynić ich życie tak miłem i przyjemnem dla nich, jakiem tylko być
może przy pełni zadowolenia wszystkiem, co może sprawić im niewinną rozkosz,
ale pod warunkiem, aby radości te były tylko następstwem szacunku i uznania,
które osiągnęły ze strony rodziców i wychowawców, lecz nigdy nagrodą za
spełnienie czegoś, do czego czuły niechęć lub do czego nie byłyby się
przyłożyły same bez takiej przynęty.
«Lecz — zarzucicie mi — jeżeli usuniesz rózgę z jednej
strony, a owe drobne zachęty, stanowiące pobudkę dla dzieci z drugiej, jakże
wówczas kierować mamy dziećmi? Usuń nadzieję i strach, a nastąpi koniec
wszelkiej karnością. Uznaję, że nadzieja czegoś dobrego a obawa złego, nagroda
i kara stanowią jedyne pobudki dla istoty obdarzonej rozumem: są to sprężyny,
wprawiające w ruch całą ludzkość i kierujące nią; powinniśmy się więc
posługiwać niemi i w stosunku do dzieci. Radzę bowiem rodzicom i wychowawcom
pamiętać zawsze o tem, że dzieci traktować należy jako istoty rozumne.
Zgadzam się więc, że nagrody i kary muszą być stosowane
do dzieci, jeżeli chcemy na nie oddziaływać. Błąd jednak, mem zdaniem, polega
na tem, że te, któremi się zwykle posługujemy, są źle dobrane. Cierpienia i
przyjemności ciała mają, jak sądzę, złe następstwa, gdy stają się nagrodami lub
karami, przy których pomocy ludzie starają się wziąć przewagę nad swemi
dziećmi, albowiem, jak zaznaczyłem już, przyczyniają się one tylko do
zwiększenia i spotęgowania tych skłonności, których opanowanie i
przezwyciężenie stanowi nasze zadanie. Jakąż zasadę cnoty zaszczepiamy dziecku,
jeżeli okupujemy jego zrzeczenie się jednej przyjemności, ofiarując mu inną?
Jest to tylko powiększanie jego apetytu i nauczanie niestałości. Jeżeli
dziecko napiera się niezdrowego i niebezpiecznego owocu, okupujecie jego
spokój, dając mu mniej szkodliwą konfiturę. Może to zabezpiecza jego zdrowie,
lecz psuje jego umysł i wykoleja go jeszcze bardziej. Albowiem w tym wypadku
zmieniamy tylko przedmiot, lecz schlebiamy wciąż jego pożądaniu i przystajemy
na to, że powinno być zaspokojone, w czem, jak wykazałem, tkwi źródło złego. Dopóki
nie doprowadzicie go do tego, aby było zdolnem wyrzec się owego zaspokojenia,
dziecko narazie może być spokojne i posłuszne, lecz wada nie została uleczoną.
Postępując w ten sposób, rozwijamy i pielęgnujemy w dziecku to, co stanowi
źródło wszelkiego, złego, które przy najbliższej sposobności wybuchnie znowu z
większą silą, budząc w niem silniejsze pożądania, a przyczyniając nam
większych kłopotów, niż kiedykolwiek przedtem.
Nagrody więc i kary, któremi utrzymywać winniśmy dzieci w
posłuszeństwie, są zgoła innego rodzaju, a przytem takiej siły, że skoro raz
zdołamy je wprowadzić w życie, zadanie nasze, jak sądzę, zostanie spełnione, a
trudności pokonane. Honor i wstyd to najpotężniejsze ze wszystkich pobudek,
oddziaływających na umysł myślący, skoro tylko doprowadzimy go do ulegania ich
wpływowi. Jeżeli tylko potraficie wpoić dzieciom zamiłowanie do pochwały i
obawę wstydu lub nagany, już wpoiliście im prawdziwą zasadę, która nieustannie
prowadziła będzie ku dobremu. Lecz zapyta ktoś: jak to uczynić?
Przyznaję,
że na pierwszy rzut oka wydaje się to niepozbawione pewnych trudności; lecz
naprawdę nie widzę rzeczy bardziej godnej mozołu, jak szukanie drogi ku
osiągnięciu tej wielkiej tajemnicy wychowania, a znalazłszy ją, niezbaczania z
niej już nigdy.
Przedewszystkiem
dzieci są bardzo wrażliwe na pochwałę i to wcześniej może niż sądzimy. Znajdują
one przyjemność w szacunku i dobrej opinji, zwłaszcza rodziców i tych, od
których są zależne. Jeśli przeto ojciec będzie je pieścił i chwalił, gdy dobrze
się zachowują, potraktuje zaś je ozięble i niechętnie, gdy źle postępują, a
towarzyszyć temu będzie podobneż zachowanie się matki i całego otoczenia, w
krótkim czasie dzieci dostrzegą różnicę. A jeśli tego postępowania będzie się
stale przestrzegało, nie wątpię, by ono samo przez się nie oddziaływało silniej
niż pogróżki i uderzenia, które tracą swój skutek, gdy spowszednieją, są zaś
bezwzględnie bezużyteczne, gdy nie towarzyszy im wstyd.
Powtóre,
aby poczucie szacunku lub wstydu wniknęło głębiej i miało większą wagę,
powinny stale towarzyszyć tym odmiennym stanom inne przyjemne lub nieprzyjemne
objawy, nie jako poszczególne nagrody lub kary za tę lub inną czynność, lecz
jako z konieczności stale przypadające temu, kto przez zachowanie się swe
doprowadził siebie do stanu niełaski lub pochwały. Przez taki sposób można
doprowadzić dzieci do zrozumienia, że ci, którzy zasłużyli na pochwałę i
szacunek przez dobre postępowania, będą otoczeni miłością i życzliwością
wszystkich, a w następstwie tego będą mieli wszelkie inne dobra. Z drugiej
strony, jeżeli ktokolwiek z powodu złego zachowania się utraci szacunek i nie
będzie się troszczył o utrzymanie dobrej opinji, ten nieuniknienie wywoła
oziębłość i pogardę wśród otoczenia, a w konsekwencji zobaczy się odcięty od
wszystkiego tego, co go mogłoby zadowolić lub uszczęśliwić. W ten sposób
przedmioty pożądania staną się pomocnikami cnoty, gdy doświadczenie, ustalone
od samego początku, nauczy dzieci, że rzeczy przyjemne należą jedynie do tych,
którzy mają dobrą opinję, i tym jedynie będą dostępne. Jeżeli temi środkami
doprowadzicie raz dzieci do tego, że wyzbędą się swych wad (gdyż obok tego nie
chciałbym mieć żadnych kar), i rozbudzicie w nich miłość do dobrej o nich
opinji, będziecie mogli kierować dziećmi jak się wam podoba, i zostaną one
zawsze miłośnikami tych dróg, prowadzących do cnoty.
WYCHOWANIE
UMYSŁOWE
Zdziwisz
się może, że kładę wiedzę na końcu rzeczy potrzebnych dziecku z dobrej
rodziny, zwłaszcza gdy powiem, że podług
mnie jest to istotnie rzecz najmniej ważna. Wyda się to dziwnem w ustach
literata. Ponieważ wiedza zazwyczaj jest sprawą najważniejszą, jeśli nie
jedyną, o co się dba u dzieci (bo mówiąc o ich wychowaniu, prawie nie myśli się
o czem innem), to co powiem, będzie bardzo sprzeczne z utartym poglądem. Gdy
pomyślę, ile to męki wymaga wyuczenie dzieci trochę łaciny i greki, ile lat na
to się zużywa, ile ten wysiłek sprawia kłopotu i hałasu bez żadnego właściwie
skutku, gotów jestem wierzyć, że ich rodzice z trwożnym respektem spoglądają na
rózgę nauczyciela, którą uważają za najskuteczniejszy środek dobrego wychowania,
jakby całe wychowanie ich dzieci polegało tylko na wyuczeniu się jednego lub
dwóch języków. Inaczej, jakżeby można pozwolić, aby dziecko przez 8 lub 10
najpiękniejszych lat życia było skazane na rodzaj galernictwa dla zdobycia
jednego lub dwóch języków, których mogłoby się nauczyć łatwiej i szybciej,
prawie zabawką.
Wygląda
to tak — wybaczcie, co mówię, bo nie umiem myśleć o tem bez oburzenia — że dla
wypolerowania umysłu młodego gentlemana trzeba go umieścić w kolegjum z trzodą
innych dzieci i batem napędzać go do roboty. Jakżeż — powiecie mi — więc nie
chcesz, aby moje dziecko nauczyło się czytać i pisać, aby było ciemniejsze od
pisarza z naszej parafji? Powoli, za przeproszeniem. Umieć czytać i pisać, mieć
wykształcenie, to rzecz potrzebna, przyznaję, ale nie najważniejsza. Czyż nie
zgodzicie się, że trzebaby nie mieć rozumu, aby nie cenić wyżej człowieka
cnotliwego lub biegłego w zajęciach praktycznych nad jedynie uczonego? Wiedza
bezwątpienia znacznie się przyczynia do wyrobienia tych dwóch właściwości w
umysłach, ku nim skłonnych. Ale musi się uznać, że u ludzi, nieobdarzonych tak
dobremi skłonnościami, nauki przyczyniają się raczej do ich ogłupienia lub
zepsucia. O wiedzę trzeba się starać, nie dla niej samej, ale tylko jako środek
zdobycia czegoś lepszego. To też na wychowawcę poszukujcie człowieka, któryby
umiał dobrze ukształcić obyczaje waszego dziecka. Niech ile możności ochrania
jego niewinność, prowadzi je ku dobremu, poprawia i przezwycięża łagodnemi
sposobami złe skłonności i wprawia je w dobre nawyknienia. Oto najważniejszy
punkt wychowania dzieci; gdy się to zapewni, można zdobywać naukę dodatkowo i
to bardzo łatwo, mojem zdaniem, jeśli się trzyma pewnych metod.
Gdy dziecko umie mówić, czas zacząć uczyć je czytać. Ale
tu pozwólcie mi na jedną uwagę, o czem się łatwo zapomina, że mianowicie
wszelkim wysiłkiem trzeba o to dbać, aby czytanie nie stało się dlań zajęciem
obowiązkowem i aby nie uważało go za konieczne zadanie. Z natury kochamy
swobodę, rodzimy się z tem zamiłowaniem, to też odczuwamy wstręt do wielu
rzeczy dlatego tylko, że je nam nakazano. Zawsze byłem zdania, że możnaby dzieciom
uczynić rozrykwę i zabawę z nauki tego, czego ich wyuczyć chcemy, i wzbudzić w
nich pragnienie nauki, jeśli się im przedstawi jako rzecz zaszczytną, miłą i
zabawna, albo jako nagrodę za jakąś inna czynność, i jeśli nigdy nie będzie się
ich karcić ani karać za zaniedbanie się w nauce... Aby wyuczyć dzieci abecadła
drogą zabawy, można użyć kostek lub coś podobnego, w czem litery służą do gry,
i wynaleźć w tym celu dwadzieścia innych zabawek, odpowiednich do ich
usposobienia. W ten sposób przy użyciu niewinnego podstępu można ich wyuczyć
abecadła i czytania, wciąż traktując to jako rozrywkę, za co drudzy biorą
cięgi. Nie powinno się obciążać dzieci niczem, co pachnie pracą lub poważnem
zajęciem: takiego jarzma nie umie dźwigać ani ich umysł ani ciało. Szkodzi też
ich zdrowiu i pewien jestem, że to właśnie z powodu przymuszania dzieci do
książek w wieku, który nie znosi przymusu, tyle dzieci nienawidzi przez całe życie
i książek i nauk...
Gdy
dziecko zaczyna czytać, trzeba mu podsunąć jaką ładną książkę, odpowiednią do
jego pojętności, której treść mogłaby je zająć i wynagrodzić za wysiłek
czytania, a nie napełniać młodej główki pustemi pomysłami, przewrotnemi
zasadami lub głupstwami. Myślę, że pod tym względem najlepsze są bajki Ezopa,
bo, nadając się do zabawienia umysłu dziecka, mogą też nasunąć rozsądne
refleksje dorosłemu, a jeśli je zachowa w pamięci na późniejszy żywot, nie
będzie mu przykro przypomnieć je sobie wśród poważnych myśli i poważnych zajęć.
A jeżeli każda bajka ilustrowana będzie obrazkiem, spodoba mu się jeszcze
bardziej i zachęci go do czytania, rozszerzając przytem jego wiadomości.
Napróżno bowiem mówi się dziecku o widzialnych przedmiotach, wcale ta mowa do
nich nie trafia i nie sprawia im żadnej przyjemności, gdy nie mają wyobrażenia
o tych przedmiotach, wyobrażenia zaś tego nie wzbudzi w ich umyśle dźwięk słów,
tylko same przedmioty lub ich obrazy. Sądzę więc, że skoro tylko dziecko
zacznie sylabizować, trzeba mu pokazywać jak najwięcej obrazów zwierząt z
wydrukowanemi poniżej podpisami, co je zaraz zachęci do czytania, oraz do
stawiania pytań i dowiedzenia się niejednego. Jeśli do tego otoczenie dziecka
będzie z niem rozmawiać o historyjkach, które czytało, i będzie słuchać jego
opowiadań, to obok innych korzyści zapali się ono do czytania, czując, ile z
tego ma korzyści i przyjemności. Przy zwyczajnej metodzie przychodzi do tego
bardzo późno, dzieci patrzą na książki jak na zwyczajne zabicie czasu albo na
dokuczliwy i bezcelowy kłopot...
Gdy
dziecko umie już szybko pisać, warto je zachęcić do rysunku. Dla gentlemana
umieć rysować przydaje się w wielu okolicznościach, a zwłaszcza w podróży:
zapomocą rysunku może w kilku zgrabnych lin j ach przedstawić to, czegoby nie
zdołał wyrazić i unaocznić w długiem opowiadaniu. Nie zamierzam cię namawiać,
abyś syna chował na malarza, bo aby doprowadzić do średniej biegłości w tej
sztuce, potrzebą o wiele więcej czasu niż go zostaje młodemu gentlemanowi przy
jego ważniejszych zajęciach. Ale myślę, że w krótkim czasie może tyle nauczyć
się perspektywy i rysunku, ile potrzeba do przedstawienia znośnie na papierze
tego co widzi, zwłaszcza jeśli ma zdolności w tym. kierunku...
Gdy dziecko umie już mówić po angielsku, czas uczyć się
drugiego języka i nikt się nie sprzeciwi, jeśli poradzę zacząć od francuskiego.
A dlaczego? bo przy nauce tego języka nawykło się do prawdziwej metody, to jest
przy pomocy konwersacji kazać dzieciom wciąż mówić po francusku, nie obarczając
ich głowy żadną regułą gramatyczną. Bez trudu możnaby uczyć dziecko łaciny tym
samym sposobem, gdyby guwerner go nie odstępował, wciąż mówił doń po łacinie i
tak sama odpowiedzi wymagał. Ale ponieważ francuski jako język żywy potrzebny
jest głównie do mówienia, powinno się dziecko uczyć go przed innemi, aby narządy
głosu, w tym wieku jeszcze delikatne i zdolne do nastawiania w każdym kierunku,
mogły się ułożyć do należytego kształtowania różnych dźwięków tego języka. Tak
dziecko przywyknie do dobrej wymowy francuskiej, co w późniejszym wieku staje
się coraz trudniejszem.
Łacinę uważam za bezwzględnie konieczną, dla dziecka z dobrego
domu. Zwyczaj, któremu nic się oprzeć nie zdoła, każe jej przy pomocy bicia
uczyć dzieci, które po wyjściu z kollegjum nigdy w życiu jej nie używają, to
też te biedne istoty wielką część najcenniejszego czasu zużywać muszą na
studjum całkowicie bezużyteczne. Ależ takie postępowanie jest nawskroś bez
sensu. Nie jestże to śmieszne, że ojciec wydaje pieniądze i zabiera najlepsze
lata synowi, by go uczyć języka starożytnych Rzymian, chociaż go przeznacza do
takiego zawodu, w którym, nie mając sposobności używania łaciny, wkrótce
zapomnieć musi, co wyniósł z kollegjum, tem bardziej, że na dziesięć dzieci
można ledwo jedno znaleźć, któreby nie miało obrzydzenia do tego języka, z powodu
bolesnych przejść, na jakie on je naraża. Nie do wiary to, żeby można zmuszać
dziecko do uczenia się zasad języka, którym się nigdy nie będzie mogło
posługiwać w naznaczonym kierunku życia, i żeby przez ten czas zaniedbywać je
uczyć dobrze pisać i rachować, rzeczy bardzo potrzebnych w każdym stanie, a w
większości zajęć wprost niezbędnych. A chociaż tych biegłości tak rzadko albo
i wcale nie uczy się w szkołach łacińskich, to jednak nawet kupcy i rolnicy
posyłają tam swe dzieci, mimo że wcale nie chcą ich kształcić na uczonych. A
gdy ich spytacie, dlaczego to robią, pytanie to wyda im się równie dziwnem,
jak gdybyście ich pytali, dlaczego chodzą do kościoła. Zwyczaj zastąpił
rozsądek i tak uświęcił tę metodę w oczach wierzących w nią, że ją wielbią
jakby rodzaj religji, przekonani, iż dzieci nie mogłyby otrzymać wychowania
prawowiernego, gdyby się nie uczyły gramatyki łacińskiej.
Jakkolwiek łacina jest niektórym potrzebna, a za
potrzebną uchodzi dla innych, którzy z niej żadnego nie mają pożytku, to jest
faktem, że metoda uczenia jej używana w szkołach stanowczo powinna być
potępiona. Wady jej są tak jasne i uciążliwe, że wielu rozsądnych ludzi już ją
porzuciło i wcale źle na tem nie wyszli, chociaż użyli metody nie tej, która
mnie się wydaje najlepszą, a która poprostu na tem polega, żeby uczyć dzieci
łaciny tak samo jak angielskiego bez zaprzątania ich prawidłami i gramatyką.
Proszę rozważyć, że dla dziecka, przychodzącego na świat, łacina nie jest
bardziej obca od angielskiego, a przecież angielskiego wyuczy się bez
nauczycieli, bez reguł, bez gramatyki. Taksamo bezwątpienia nauczyłoby się
łaciny, jak to zrobił Cycero, gdyby miało zawsze przy sobie osobę mówiącą doń
po łacinie. Tylekroć widzimy, że młoda francuzka w ciągu jednego lub dwóch lat
wyucza dziewczynkę doskonale mówić i czytać po francusku bez pomocy reguł lub
gramatyki, jedynie wciąż rozmawiając z nią po francusku, że nadziwić się nie
mogę, iż się nie, stosuje tej metody względem chłopców, jakgdyby się im
przypisywało pojętność cięższą i bardziej ograniczoną aniżeli dziewczętom.
Jeśli
zatem możecie znaleźć osobę biegle władającą łaciną i gotową stale przestawać z
waszym synem oraz regularnie z nim w tym języku rozmawiać, sposób to wyuczenia
go najbardziej naturalny i wygodny a tembardziej cenny, że jeden nauczyciel bez
bicia i wymyślania wyuczy dziecko łaciny, dla której tłucze się dzieci w szkole
przez sześć lub siedm lat, a równocześnie potrafi nietylko ukształtować jego
obyczaje i sąd, ale także wyuczyć go wielu innych nauk, jak sporo geografji,
astronomji, chronologji, anatomji, nieco historji, znajomości różnych rzeczy
podpadających pod zmysły, przy pomocy samej prawie tylko pamięci. Chcąc w
gruncie rzeczy postępować właściwą drogą w naszych studjach, od tego winniśmy
zaczynać, te właśnie przedmioty winny być brane za podstawę naszych wiadomości,
a nie a
Ponieważ
języków uczy się wprawą i pamięcią, aby władać niemi biegle, trzeba całkowicie
zapomnieć prawideł gramatycznych. Przyznaję jednak, że w pewnych wypadkach
trzeba gramatykę danego języka studjować bardzo gruntownie, robić to może
człowiek dojrzały, który chce ten język opanować krytycznie, ale jest to rzeczą
uczonego zawodowego. Bo jeśli gentleman ma zgłębiać jakiś język, każdy — sądzę
— zgodzi się, że studjować powinien właśnie swój język ojczysty, aby z
największą dokładnością poznać ten język, którego na każdym kroku potrzebuje.
Oto
jeszcze jeden wzgląd, dla którego nauczyciele, zamiast stwarzać uczniom coraz
to nowe trudności, powinni im drogę ułatwiać i pomagać im do przejścia, gdy ich
coś wstrzymuje i gdy nie umieją iść o własnych siłach. Umysł dziecinny jest
słaby i pojemności tak ograniczonej, że zazwyczaj jedną tylko.. rzecz naraz
może przyjmować. Jeśli dziecko coś ma w głowie, jesttem całkowicie pochłonięte,
zwłaszcza gdy do tych myśli pociągnęła je jakaś namiętność. To też nauczyciel
przy nauce musi znaleźć sposób przywiązania umysłu uczniów do przedmiotu nauki
i zręcznego odwrócenia ich od wszelkiej innej myśli, aby to co im chce w głowę
włożyć, dostało się tam łatwo i przyjęte zostało z uwagą, bez czego ulotni się
natychmiast. Usposobienie dzieci przyczynia się do roztargnienia umysłu.
Zatrzymać je w miejscu może tylko coś nowego. Z początku zapalają się do tego,
co im się nasuwa po raz pierwszy, ale też równie szybko odchodzi im od tego
ochota. Tasama rzecz nie może im się długo podobać, każda też ich przyjemność
polega na zmianie i rozmaitości. Odmienne usposobienie jest wręcz przeciwne
naturalnemu stanowi ich umysłu, który ustawicznie przeskakuje od myśli do
myśli. Czy to płynie z temperamentu ich mózgu, czy z żywości i niestałości
pierwiastka zwierzęcego, nad którym jeszcze dusza nie zdobyła całkowitej
władzy, jest widoczne, iż dzieci nie mogą dłuższy czas przywiązać do niczego
swego umysłu. Dłuższa uwaga to najcięższe zadanie, jakiem można je obarczyć, to
też kto chce je skłonić do uważania, musi im przedmiot uprzyjemnić, ile to
możliwe, a przynajmniej nie dopuścić, aby się z nim połączyła jakaś myśl
niemiła lub zdolna wzbudzić odrazę. Jeśli dzieci nie odczuwają przy nauce
ochoty ani przyjemności, nic dziwnego, że co chwila myśli ich uciekają od tego,
co im niemiłe, aby zachwycić jakiś przedmiot przyjemniejszy i biec za nim bez
wahania.
Wiem,
że zazwyczaj nauczyciele uciekają się do kar, aby zmusić uczniów do uwagi i
przywiązania umysłu do przedmiotu nauki, gdy je tylko przyłapią na najmniejszem
roztargnieniu. Ale taka metoda musi wydać skutek odwrotny. Albowiem uderzenia
czy tylko podniecone słowa nauczyciela natychmiast napełniają umysł ucznia
takim strachem, że nie jest zdolny do przyjęcia żadnego innego wrażenia.
Sądzę, że każdy w tem miejscu przypomni sobie, jaki skutek wywierało nań
podobne postępowanie, jak pod wpływem uniesionego i gwałtownego głosu ojca,
matki czy nauczyciela, mącił się jego umysł do tego stopnia, iż przez pewien
czas nie rozumiał, co do niego mówili, ani co sam mówił, zupełnie tracąc
świadomość przedmiotu, którym się zajmował, i zdolność do jakiejkolwiek uwagi.
W istocie potrzeba, aby rodzice i nauczyciele budzili w
dzieciach, poddanych ich kierownictwu, bojaźń pełną szacunku, bo to jest
podstawa autorytetu, jaki muszą nad niemi posiadać, by niemi kierować. Ale tej
wyższości powinni używać z wielkiem umiarkowaniem i nie nabrać takiej grozy w
oczach tych słabych stworzeń, iżby bladły na ich widok. Tego rodzaju
kierownictwo będzie może mniej uciążliwe dla nauczyciela, ale niewiele przyniesie
korzyści uczniom. Dzieci, bowiem niczego nie zdołają się nauczyć, gdy są
czemkolwiek wzburzone, a zwłaszcza pod wpływem strachu, który wywiera
najsilniejsze wrażenie na ich umysły wątłe i delikatne. Starajcie się więc
utrzymać ich umysł w łagodnym spokoju, jeśli chcecie, by korzystały z waszych
pouczeń. Jest równie niemożliwością wycisnąć jakieś rysy regularne na duszy
miotanej strachem. Jak pisać dobrze na drżącej karcie papieru.
Wiem,
że zdaniem powszechnem trzeba różne rzeczy zadawać dzieciom do wyuczania się
na pamięć, aby pamięć ich ćwiczyć i doskonalić. Wolałbym jednak, by ta
praktyka, ciesząca się tak wielkiem zaufaniem, równie mocno była uzasadniona i
aby więcej się opierała na uważnej obserwacji niż na starym zwyczaju. Bo, to
oczywista, że siła pamięci płynie z szczęśliwych właściwości organizmu a nie
znawyknienia, które się nabywa i udoskonala ćwiczeniem. Wprawdzie umysł
zatrzymuje rzeczy, do których się usilnie przykłada i których ideę przez
częste refleksje wciąż w sobie odnawia z obawy, by mu się nie ulotniły, ale
dzieje się to zawsze w proporcji do naturalnej siły pamięci. Co się wycisnęło
na wosku lub ołowiu, nie utrzymuje się tak długo jak co wyryto na miedzi lub
spiżu. W istocie rzecz, której idea często się odnawiała w umyśle, zachowa się
w nim dłużej, ale każda nowa refleksja to nowe wrażenie i od niej należy
liczyć, by wiedzieć, jak długo umysł zdolny jest utrzymać jej wspomnienie.
Ucząc się zaś na pamięć kartek łaciny, nie usposabia się pamięci do
łatwiejszego przechowania czegoś innego, podobnie jak ryjąc na ołowiu jakąś
sentencję, wcale się nie zwiększa jego zdolności do przechowania innych
napisów. Gdyby ćwicząc w ten sposób pamięć, można ją wzmacniać i doskonalić
swój umysł, aktorzy mieliby więcej pamięci i więcej rozumu od wszystkich
innych ludzi. A przecież każdy wie z doświadczenia, czy to, co nakładli solne
w głowę dla odegrania pewnej roli, zwiększa ich zdolność przypominania sobie
innych rzeczy i czy ich talent wydoskonala się w miarę, jak sobie trud zadają
wyuczania się napamięć cudzych myśli.
Pamięć
jest tak potrzebna w wszelkich okresach i sytuacjach życiowych i pomoc jej tak
jest konieczna we wszelkich zajęciach, że ani chwili nie wolnoby się
zastanawiać, gdyby z braku ćwiczenia słabła lub zanikała albo gdyby ćwiczeniem
można ją wzmocnić. Jednakowoż ja bardzo wątpię, czy wogóle tę zdolność umysłu
można wesprzeć lub ulepszyć ćwiczeniem i wszelkiemi wysiłkami, a zwłaszcza
środkami, które się pod tym pretekstem stosuje w szkołach. Jeśli Xerxes umiał
nazwać po nazwisku każdego żołnierza swego stutysięcznego wojska, to mojem
zdaniem śmiało można zapewnić, że tej cudownej pamięci nie nabył przez uczenie
się w dzieciństwie lekcyj na pamięć. Umysł nasz, jak to już powiedziałem,
najlepiej zapamiętuje te rzeczy, do których się przykłada z największą uwagą i
które go najwięcej zaciekawiają, a jeśli się do tego dołączy należyty porządek
i metodę, to już wszystko, co można uczynić dla wsparcia słabej pamięci. Jeśli
się ktoś ucieka do innego sposobu a zwłaszcza do obciążania pamięci tłokiem
słów, które sobie drudzy wedle swej fantazji posklejali a które jego wcale nie
przejmują, to nie wyniesie się z tego chyba ani połowy tej korzyści, jakiejby
wymagał czas i wysiłek na to obrócony.
Nie chcę przez to powiedzieć, jakoby wcale nie należało
zadawać ćwiczeń pamięci dziecka. Owszem, powinno się ją ćwiczyć jak
najczęściej, ale nie przez przymusowe zadawanie klepania całych stron z
książek, o których zapominają, skoro tylko wyrecytowali lekcję. Ani pamięć ani
umysł wcale się przez to nie doskonalą. Powinno się w dobrych książkach
wyszukiwać piękne ustępy i te zadawać dzieciom na pamięć, a te piękne i
głębokie myśli, raz wrażone w ich pamięć, kazać powtarzać często, aby ich
nigdy nie zapomniały...
Retoryka
i logika stanowią te przedmioty, których się zwykło uczyć dzieci bezpośrednio
po gramatyce, toteż zapewne się zdziwicie, że ja prawie nic o nich nie mówię.
Czynię to dlatego, że młodzież bardzo mało korzyści wydobywa z tych nauk:
bardzo rzadko kiedy widziałem, a może i nigdy, aby ktoś nauczył się dobrze
rozumować lub dobrze mówić przez studjum przepisów, które mają rzekomo wyuczać
jednego i drugiego. Byłbym zatem zdania, aby młody gentleman przejrzał sobie
te przepisy w jak najzwięźlejszym podręczniku, nie tracąc wiele czasu na
badanie i studjowanie tych formułek. Dobie rozumowanie opiera się na całkiem
czem innem aniżeli na predykamentach i predykabiljach, nie polega też wcale na
układaniu regularnych sylogizmów. Ale nie tu miejsce nad tem się rozwodzić.
Wracając do treści obecnego rozdziału, jeśli chcecie, by się dziecko
wydoskonaliło w sztuce rozumowania, każcie mu czytać dzieła Chillingwortha,
jeźli chcecie je wychować na dobrego mówcę, niech czyta Cycerona, aby z dzieł
tego wielkiego mówcy nabrać prawdziwego pojęcia wymowy. A jeśli pragniecie, by
pisało czysto po angielsku, dajcie mu do czytania dobrze pisane książki w tym
języku...
Oprócz
tego, co się uczy w szkole z książek, jest wiele innych rzeczy, dla gentlemana
potrzebnych, których się wyucza przez ćwiczenia; tym trzeba oddawać pewną część
czasu według wskazówek osobnych metrów.
Ponieważ taniec nadaje wszystkim ruchom ciała trwałego
wdzięku, wyrabia wygląd męski i szczęśliwą pewność siebie, bardzo przystojną
młodzieży, sądzę, że trzeba zaczynać jego naukę bardzo wcześnie, skoro tylko
wiek i siły na to pozwalają. Ale konieczny do tego dobry metr, z poczuciem
prawdziwego wdzięku, umiejący wyrobić w uczniach wygląd swobodny w każdym
kroku. Jeśliby tego nie umiał nauczyć, lepiej obejść się bez niego, bo wygląd
całkiem naturalny jest o wiele milszy od manier śmiesznych i pełnych
sztuczności. Co do mnie, sądzę, że lepiej zdejmować kapelusz i czynić ukłon
jak uczciwy szlachcic-hreczkosiej, aniżeli jak mistrz tańca o zbyt wyszukanych
manierach, bo do poszczególnych tańców nie przykładam żadnej wagi, o ile nie
uszlachetniają tego miłego wyrazu, który winien cechować wszystkie czynności
osoby dobrze wychowanej.
Zazwyczaj uważa się muzykę za coś pokrewnego tańcowi i
wiele osób bardzo ceni biegłość w grze na niektórych instrumentach; wymaga to
jednak dużo czasu, aby młodzieniec doszedł w grze choćby do jakiejtakiej
zręczności, a wciąga często w tak złe towarzystwa, że zdaniem wielu lepiej czas
ten obrócić na co innego. Tak rzadko spotkałem, aby ludzie rozsądni i doświadczeni
chwalili lub cenili kogokolwiek za wyszczególnienie się w muzyce, że z
wszystkich ćwiczeń młodzieży ją postawiłbym na ostatniem miejscu. Życie nasze,
zbyt krótkie, nie starczy na wyuczenie się wszystkiego, a nasz umysł nie może
się wciąż zajmować nabywaniem coraz to nowych umiejętności. Słabość naszego
ustroju tak co do ducha jak ciała, zmusza każdego do częstego wytchnienia; kto
chce dobrze wyzyskać część życia, musi drugą obracać na wypoczynek. Czas i
wysiłek, przeznaczony na poważne zajęcia, trzeba zużytkować na to, co
najbardziej pożyteczne i ważne, według metody najdogodniejszej i możliwie najkrótszej.
W wychowaniu trzeba zatem tak zajęcia rozłożyć, aby ćwiczenia umysłowe i
fizyczne wzajem sobie służyły za rekreację. Człowiek bystry, badając uważnie
usposobienie i skłonność wychowańca, znajdzie choć w części szczęśliwe wyjście,
dziecko bowiem, znużone nauką lub tańcem, nie chce jeszcze zaraz iść spać, ale
wziąć się do takiej czynności, która mu przyniesie i wytchnienie i
przyjemność. Trzeba jednak zawsze pamiętać, że nigdy nie przyniesie
pokrzepienia rzecz, której się nie robi z przyjemnością.
Za tak istotną w wychowaniu uchodzi biegłość w szermierce
i jeździe konnej, że zarzuconoby mi wielki brak, gdybym ten dział ominął. Jazda
konna, jako że jej się uczy zwykle w wielkich miastach, jest jednem z
najlepszych ćwiczeń dla zdrowia. Ponieważ zabawy i zbytki zajmują tam
najwięcej czasu, przeto bardzo to pożądane, aby młody gentleman podczas swego
pobytu w mieście obracał część czasu na to ćwiczenie. O ile kawaler nauczy się
dobrze trzymać na koniu, w sposób swobodny i pewny, konia zahamować i znagła
obrócić, mocno sadowić się w siodle, przyda mu się to i w pokoju i na wojnie.
Ale czy to warto, aby młodzieniec obracał za dużo czasu, tylko dla zdrowia, na
różne forsowne i ryzykowne obroty, winni to rozstrzygnąć rodzice i wychowawcy,
nie zapominając o tem, iż w wychowaniu należy czas przedewszystkiem poświęcać
na to, z czego najwięcej będzie pożytku i zastosowania w zwykłym biegu życia i
zawodzie, do którego młodzieńca się przeznacza.
Ćwiczenia szermierskie zaś wydają mi się korzystne dla
zdrowia, ale niebezpieczne dla życia. Zręczność w robieniu bronią wyrabia
pociąg do zatargów i do zbytniego przeczulenia na punkcie honoru nawet w
błahych okazjach; młodzieńcy w pierwszym zapale życia skłonni są mniemać, że
nadarmo wyuczyli się szermierki, jeśli nie okażą swej zręczności i odwagi w
pojedynku, i to z pozorem pewnej racji. Ale ileż krwawych tragedyj spowodowała
ta racja? Łzy tylu matek są tego świadectwem. Kto nie umie robić bronią, uważniej
będzie omijał towarzystwa porywczych i rozpustnych, zawsze gotowych do
awantur, i nie będzie zbyt pochopny do obrażania drugich lub lekceważących
przeprosin w razie obrazy, co zazwyczaj powoduje zatargi...